Pechowa trzynasta edycja…
Jakże odmienna będzie relacja z tegorocznej edycji Biegu Rzeźnika od tej którą napisałem w zeszłym roku…
Pierwsze różnice zaczynają się już na etapie planowania startu. Bowiem już jesienią Piotrek Bętkowski przekazał mi informację, że chciałby wystartować w maju (2016) w zawodach Ultra-Trail Australia na dystansie 100km, a tym samym nasz wspólny start w Rzeźniku nie wchodził w grę…
Salomon S-Lab Sense 3 – pierwsze wrażenia
Mimo już dość długiego odpoczynku po Biegu Rzeźnika dopadła mnie w tym tygodniu mała biegowa niemoc. Po wtorkowym nieudanym ściganiu podczas Warsaw Track Cup, każde kolejne wyjście na bieganie było męczarnią. Słabe samopoczucie, wysokie tętno przy stosunkowo wolnym tempie – pokazują, że regeneracja przebiega wolniej niż bym sobie tego życzył.
Wszystko to nijak nie pasuje to bardzo dobrych wyników krwi, które wyszły mi z zeszłotygodniowych badań (hemoglobina na poziomie 15,9, żelazo również w górnej granicy normy) – czasem organizm chce odpocząć i nie da się go oszukać.
Ułańska fantazja i bieg na 5000 metrów
Chciałbym po wczorajszym starcie napisać trochę już wyświechtane stwierdzenie: „kto nie ryzykuje ten nie pije szampana”, jednak w tej sytuacji to się nie sprawdzi. Ponieważ moja taktyka na ten bieg nie była ryzykiem, a raczej kompletnym brakiem wyobraźni.
Warsaw Track Cup w tym sezonie jest jednym z ważniejszych elementów w moim kalendarzu startów. Po pierwsze dlatego, że biegi są w środku tygodnia – więc nie kolidują z weekendowymi wyjazdami. Po drugie lubię startować na bieżni.
Bieg Rzeźnika po raz drugi…
Start w tegorocznym Biegu Rzeźnika mieliśmy z Benkiem zaplanowany już od dawna. Od dobrych kilku tygodni natomiast zaczęliśmy zastanawiać się nad planami wynikowymi. Ponieważ naszym docelowym tegorocznym startem był kwietniowy maraton w Hamburgu, kilometrów w nogach mieliśmy sporo.
Niestety ze względu na zajęte (przez organizację zawodów) wszystkie weekendy czasu na trening w górach niestety nie mieliśmy praktycznie w ogóle. Dużo rozmawialiśmy przed biegiem o naszych założeniach, przez chwilę wspominaliśmy nawet o rekordzie trasy, ostatecznie oceniliśmy jednak nasze możliwości na czas około 8 godzin i 30 minut i walkę o zwycięstwo.
Maj 2015
Po raz pierwszy od września 2012 roku (wtedy zrobiłem rekordowe 534km!) w kończącym się dziś miesiącu przebiegłem więcej niż 400 kilometrów. Dlatego uznałem, że to dobra okazja na wpis tutaj.
Standardowo po maratonie (który biegłem pod koniec kwietnia) powinien być czas na odpoczynek, jednak ze względu na kalendarz startów tym razem nie było na to czasu… Cieszy też fakt, że mimo tylko jednego krótkiego wyjazdu w góry udało się uzbierać blisko +7000m/-7000m wzniesień.