SklepBiegowy.com Compressport TEAM w Bochni…
Nie wiem czy powinienem reklamować bieg, na start w którym czeka się latami… „Niestety” organizacja 12 godzinnego Podziemnego Biegu Sztafetowego stoi na tak wysokim poziomie, że nie można opisać go inaczej niż w samych superlatywach. No może mógłbym się przyczepić do faktu, że organizator nie zapewnił dojazdu na miejsce zawodów i musiałem męczyć się w opóźnionym pociągu – ale byłoby to już spore nadużycie 😉
12 Godzinny Podziemny Bieg Szfafetowy – Bochnia 2013
Sztafeta w Bochni to legendarna już impreza o której słyszał z pewnością każdy, kto interesuje się bieganiem dłużej niż kilka miesięcy. Wielu moich znajomych tam startowało, często rywalizowali o najwyższe lokaty, a ja emocjonowałem się ich walką siedząc w domu. Kilka razy miałem w planie start w tym biegu, ale zawsze coś stawało mi na przeszkodzie i nie miałem okazji się tam pojawić. Nie musiałem się więc długo zastanawiać kiedy Piotrek Suchenia zaproponował mi sklejenie składu na tegoroczną edycję. Już w grudniu ustaliliśmy wstępnie, że wystartujemy. Znaleźliśmy pozostałych dwóch szaleńców do drużyny i rozpocząłem przygotowania. Ten wpis ma jednak na celu prezentację naszej drużyny, a nie opis moich przygotowań, więc nie będę się teraz wdawał w szczegóły (o treningu napiszę w kolejnych postach).
Kamil Leśniak
Poznałem Kamila kiedy miał 17 lat. Przyjeżdżał z Torunia na Grand Prix Poznania, aby startować w zawodach, a przy okazji pomagać przy ich organizacji. Skromny, nieśmiały, bardzo pracowity, zrobił na nas bardzo dobre wrażenie.
Im lepiej go poznawałem i bardziej zagłębiałem się w jego historię (dość skomplikowana sytuacja rodzinna) tym bardziej czułem się z nim związany. Z racji wieku traktowałem go jak młodszego brata, a w niektórych momentach nawet syna.
Zdecydowanie ciekawsze od historii naszej znajomości są jednak dokonania Kamila jako biegacza. Obrał sobie dość nieszablonową drogę sportowej kariery…
Dwa niekoniecznie potrzebne starty…
Biegam bo lubię, trenuję bo lubię i startuję też BO LUBIĘ i właśnie dlatego czasami wychodzę biegać, robię trening, lub startuje w zawodach chociaż rozsądek podpowiada inaczej…
Od Maratonu w Poznaniu nie trenuję, nie planowałem tego, ale nadmiar obowiązków związanych z organizacją cyklu zBiegiemNatury ograniczył mój czas wolny do minimum. W ciągu ostatnich 4 tygodni przebiegłem zaledwie 150km i 9 razy byłem na basenie (ale za to zorganizowałem w tym czasie 2 biegi i jeden festyn dla dzieci i młodzieży). Forma którą budowałem z myślą o jesiennym maratonie powoli więc uciekała. Mimo to w zeszłym tygodniu postanowiłem wystartować w Półmaratonie Kościańskim.
Maraton vs. Szmajchel 2:1…
Ilość wpisów, które w moim blogi widnieją jako „szkic” powoli zaczyna mnie przerażać. Wiele razy mam ochotę o czymś napisać, zaczynam, ale chwilę później przypominam sobie, że obowiązki czekają… Pracuję ostatnio nad projektem „zBiegiemNatury”, jest to akcja która powstała na fundamentach GRAND PRIX Poznania, a że skala przedsięwzięcia jest zdecydowanie większa, to wolnego czasu nie mam zbyt wiele. Na szczęście wystarczyło go aby trenować do jesiennego maratonu, o którym to będzie dzisiejszy wpis.
Szykując się do 13. Maratonu Poznańskiego przebiegłem w ciągu 3 miesięcy ponad 1500km. Jeśli policzyć czas jaki spędziłem na treningu (wliczając w to również jednostki uzupełniające) to wynik jest jeszcze bardziej imponujący: 180 godzin. Daje to średnią prawie 2 godzin na dzień, co dla amatora jest raczej niezłym wynikiem. O tym treningu chciałbym napisać więcej w osobnym wpisie, teraz musiałem jednak zahaczyć o ten temat, żeby pokazać dlaczego nie jestem zadowolony z wyniku jaki osiągnąłem…