Pechowa trzynasta edycja…
Jakże odmienna będzie relacja z tegorocznej edycji Biegu Rzeźnika od tej którą napisałem w zeszłym roku…
Pierwsze różnice zaczynają się już na etapie planowania startu. Bowiem już jesienią Piotrek Bętkowski przekazał mi informację, że chciałby wystartować w maju (2016) w zawodach Ultra-Trail Australia na dystansie 100km, a tym samym nasz wspólny start w Rzeźniku nie wchodził w grę…
Rozważaliśmy wtedy z Justyną udział w Biegu Rzeźnika na Raty, ale niestety okazało się że nie będziemy w stanie dotrzeć na start pierwszego etapu – ponieważ dzień wcześniej organizujemy Półmaraton w Tarnowie Podgórnym pod Poznaniem. Nie chcąc rezygnować ze startu musiałem więc poszukać Partnera. Nie pamiętam już dokładnie w jakich okolicznościach i kiedy, ale zaproponowałem wspólny bieg Kubie Wolskiemu z Miesięcznika BIEGANIE. Z Kubą znamy się stosunkowo krótko, nigdy razem nie biegaliśmy, a nasza sportowa przeszłość jest zupełnie odmienna (Kuba „pochodzi” z rajdów przygodowych). Obaj mieliśmy za to kilka udanych startów w górach, co sugerowało że przy odpowiednim przygotowaniu powinniśmy prezentować podobny poziom. Mówiąc krótko – wspólny bieg miał być przygodą i nowym doświadczeniem. Kompletnie nie wiedzieliśmy czego się po sobie spodziewać.
Kolejna różnica to trasa. Jak wszyscy doskonale wiedzą organizatorzy mieli w tym roku problemy ze zdobyciem zgody na przeprowadzenie biegu przez Bieszczadzki Park Narodowy. Dla nas wiązało się to ze zniszczeniem taktyki. Jak bowiem zaplanować wynik i międzyczasy na trasie której się nie zna?
Trzecia zasadnicza różnica – brak happy end’u. Bieg w tym roku trwał dla mnie 25 kilometrów, a jego meta była w szpitalu w Lesku.
Cały tekst można przeczytać na naszej nowej stronie: www.createyourway.pl
Fot. 1 Tuż przed przełęczą Żebrak. Dobre ujęcie bo nie widać krwi 😉 (fot. Piotr Dymus)
Fot. 2 Podczas schodzenia z Hona… „dobra mina do złej gry” (Fot. Jacek Deneka)
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.