Salomon S-Lab Sense 3 – pierwsze wrażenia
Mimo już dość długiego odpoczynku po Biegu Rzeźnika dopadła mnie w tym tygodniu mała biegowa niemoc. Po wtorkowym nieudanym ściganiu podczas Warsaw Track Cup, każde kolejne wyjście na bieganie było męczarnią. Słabe samopoczucie, wysokie tętno przy stosunkowo wolnym tempie – pokazują, że regeneracja przebiega wolniej niż bym sobie tego życzył.
Wszystko to nijak nie pasuje to bardzo dobrych wyników krwi, które wyszły mi z zeszłotygodniowych badań (hemoglobina na poziomie 15,9, żelazo również w górnej granicy normy) – czasem organizm chce odpocząć i nie da się go oszukać.
Mimo to postanowiłem dzisiaj wystartować w biegu „Pod Prąd”. Była to odwrócona wersja Grand Prix CITY TRAIL w Szczecinie. Ekipa z Puszczyka Bukowego z okazji założenia swojego Stowarzyszenia postanowiła zorganizować bieg na trasie, która będzie przebiegała w odwrotnym kierunku niż w trakcie jesienno-zimowgo Grand Prix. Ponieważ akurat ten weekend spędzaliśmy z Justyną w nieodległym Mierzęcinie – skorzystaliśmy z okazji, aby ich odwiedzić, a przy okazji wystartować.
Fot. Puszczyk Bukowy / Piotr Krawczuk
Mimo świadomości nie najlepszej dyspozycji od startu narzuciłem mocne tempo i mniej więcej przez połowę dystansu prowadziłem bieg. Nie udało mi się jednak zgubić Tomka Waszczuka (z którym w marcu na tej trasie wygrałem o blisko minutę) i Krzyśka Juszczyka. W momencie gdy mnie minęli chwilowo miałem ochotę odpuścić, ale szybko odrzuciłem te myśli i cały czas trzymałem dystans ok. 25 metrów straty – licząc, że na końcówce uda mi się ich minąć. Niestety na zbiegu na którym liczyłem na odrobienie strat przewaga chłopaków zmalała tylko minimalnie, a na ostatnim mocnym podbiegu nie byłem już w stanie podjąć walki. Skończyłem więc ostatecznie na 3 miejscu z czasem 18:58. Cały mój bieg można zobaczyć tutaj.
Fot. Puszczyk Bukowy / Piotr Krawczuk
Najważniejsze w tym biegu było jednak co innego. Był to jednocześnie test nowych butów Salomon S-Lab Sense Ultra. Wygląda na to że się polubimy – bardzo dobre dopasowanie, świetna przyczepność na zbiegach. Jedyne do czego mogę się doczepić to słaba przyczepność na mokrym betonie (więc prawdopodobnie także na skałach) – póki co jednak za mało w nich przebiegłem, żeby jednoznacznie to stwierdzić.
We wtorek ruszamy z Justyną i moim tatą na kilka dni w Tatry. Plany na ten wyjazd musiałem mocno zmodyfikować, po ostatnich treningach wiem, że musi być bardzo spokojnie. Dużo pracy w tlenie i objętości – żadnych szaleństw 🙂
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.