SklepBiegowy.com Compressport TEAM w Bochni…
Nie wiem czy powinienem reklamować bieg, na start w którym czeka się latami… „Niestety” organizacja 12 godzinnego Podziemnego Biegu Sztafetowego stoi na tak wysokim poziomie, że nie można opisać go inaczej niż w samych superlatywach. No może mógłbym się przyczepić do faktu, że organizator nie zapewnił dojazdu na miejsce zawodów i musiałem męczyć się w opóźnionym pociągu – ale byłoby to już spore nadużycie 😉
Sam start to spory wysiłek, ale jeszcze więcej emocji. Nie byłem zbyt dobrze przygotowany do tego biegu. Od początku wiedziałem że jestem najsłabszym ogniwem ekipy i będę musiał nadrabiać ambicją… Sytuacja naszego zespołu przed startem nie była zbyt różowa i nasz udział był w pewnym momencie mocno zagrożony – najpierw ze składu wypadł nam Suchy, później Grzesiek Gronostaj. O ile na absencję Suchego miałem plan B, bo borykał się z kontuzją już od dłuższego czasu więc spodziewałem się, że może być różnie to informacja od Grześka kompletnie mnie rozbiła… Na szczęście nie brakuje wśród moich znajomych szaleńców, którzy w ciągu kilku godzin, na kilka dni przed biegiem (TAKIM biegiem) mogą zdecydować się na 3 godziny zapier***dalania 200 metrów pod ziemią…
Ostatecznie nasza ekipa SklepBiegowy.com Compressport TEAM wystąpiła w składzie: Krzysztof Sarapuk, Piotr Myślak, Piotr Karolczak, ja oraz Wojtek Dybiżbański jako nasz support.
Piotr Myślak (vel. Owoc) to mój podopieczny, który jest w ogromnym gazie, aktualnie mocniejszy ode mnie i gotowy na maraton poniżej 02:40 – 7 kwietnia w Paryżu.
Piotr Karolczak, to z kolei szaleniec który startuje z powodzeniem w górskich biegach, a trening im cięższy tym bardziej go kręci, bo nie ma czasu na luźne rozbiegania. Poza tym znany jest jako felietonista Kulawy Pies, a od kilku miesięcy współpracujemy przy akcji zBiegiemNatury, gdzie Piotrek występuje w roli trenera.
foto: Paweł Suder (www.pawelsuder.pl)
Noc przed startem jak zwykle nie należała to spokojnych, rzadko przed biegiem do którego się przygotowuje (albo przynajmniej powinienem się przygotowywać) – i uważam za swój start docelowy dobrze śpię. Jest to na swój sposób dobry znak, bo emocje powodują uwolnienie adrenaliny, która zdecydowanie pomaga dać z siebie wszystko.
Taktykę mieliśmy wstępnie ustaloną – 2 osoby, biegają po 3 zmiany – później mają ok. godziny przerwy, a biega w tym czasie druga dwójka – biegamy w ten sposób co najmniej przez pierwszą połowę, a później będziemy się zastanawiać co dalej. Musieliśmy więc tylko podjąć decyzję w jakiej konfiguracji biegamy. Żeby uciąć dyskusje, pociągnęliśmy zapałki i wyszło że zaczynam ja w parze z Owocem.
foto: Paweł Suder (www.pawelsuder.pl)
Pierwszy odcinek był najszybszy mimo iż starałem się nie dać ponieść emocją… Wystartowałem na pierwszej zmianie razem z Marcinem Świercem i Kamilem Leśniakiem (tak, tak – w końcu przyszło nam stanąć po przeciwnych stronach). Wiedziałem, że na Marcina nie mogę zwracać uwagi, bo jego zespół atakuje rekord trasy i jest poza zasięgiem, natomiast Truchcik Łubianka był naszym bezpośrednim rywalem w walce o drugie miejsce. Kamil jednak narzucił do początku mocne tempo, a ja mając świadomość, że nie jestem w życiowej formie nie mogłem dać się podpuścić. Do walki włączył się również Mateusz Golonka (drużyna Biegowi Przyjaciele), który też wyprzedził mnie na pierwszym odcinku, ale jego zmienik był słabszy od Owoca i gdy wychodziłem na swoje drugie okrążenie to mieliśmy już trzecie miejsce. Czasy i tempo moich pierwszych trzech odcinków: 00:09:23 (03:27,0 – pierwsza pętla była o ok. 300 metrów dłuższa), 00:08:52 (03:39,8), 00:08:44 (03:36,5). Średnie tętno z pierwszych 3 odcinków: 191, maksymalne: 205.
Jedna pętla miała dystans 2420 metrów. Tempo w jakim biegałem było dla mnie abstrakcyjne i osiągałem je przed sztafetą na odcinkach maksymalnie… 1 kilometrowych – i zrobiłem tylko jeden taki trening! Mimo to udawało mi się łapać luz i czułem się bardzo dobrze. Po kolejnej godzinie mieliśmy nadal 3 miejsce i coraz większą stratę. Chłopaki z Truchcika biegali jednak tak szybko, że ciągle mieliśmy nadzieję – że prędzej czy później oni opadną z sił, a my zaczniemy odrabiać straty. Tempo moich kolejnych 3 okrążeń: 00:08:42 (03:35,7), 00:08:26 (03:29,1), 00:08:40 (03:34,9).
Średnie tętno z odcinków 4-6: 195, maksymalne: 209 – więc jak widać nie oszczędzałem się zbytnio. Później niestety nie udawało mi się tak regularnie panować nad zegarkiem i nie mam takich danych z całego biegu.
foto: Paweł Suder (www.pawelsuder.pl)
Odcinki: 7-9: 00:08:34 (03:32,4), 00:08:37 (03:33,6), 00:08:46 (03:37,4).
Podczas przerw stacjonowaliśmy w kaplicy – gdzie mieliśmy wszystko co nam było potrzebne: śpiwory, żeby się nie wychłodzić, Vitargo żeby uzupełniać energię i Wojtka, żeby doprowadzał nasze nogi do stanu używalności.
Niestety po kilku godzinach Krzysiek zaczął wątpić w nasze drugie miejsce. Co prawda mnie to jeszcze bardziej mnie motywowało, żeby dać z siebie wszystko, ale generalnie nie wróżyło dobrze… Przewaga nad Truchcikiem Łubianka już nie wzrastała, ale też nie malała i wynosiła na tym etapie ok. 6 minut.
Odcinki 10-12: 00:08:56 (03:41,5), 00:08:41 (03:35,3), 00:08:43 (03:36,1).
Po raz pierwszy poczułem, to czego najbardziej się obawiałem – zbliżające się skurcze łydek. Starałem się jeszcze bardziej zluzować krok i skończyło się tylko na strachu, ale wiedziałem już że będzie ciężko, a mieliśmy za sobą zaledwie trochę ponad połowę biegu… Wtedy praktycznie całą moją przerwę Wojtek mnie masował – niestety masaż to też na swój sposób wysiłek i wychodząc na kolejne odcinki nie czułem się już tak dobrze zregenerowany jak wcześniej.
Odcinki 13-15: 00:08:44 (03:36,5), 00:08:54 (03:40,7), 00:09:25 (03:53,5).
Na 3 odcinku tej serii przegrałem ze skurczami… pierwsze były łydki, zmieniłem i usztywniłem krok i chwilę później dołączyły do nich mięśnie dwugłowe… Jest to naprawdę nieprzyjemne uczucie – a przeliczając teraz czasy odcinków na tempo jestem pod ogromnym wrażeniem, że borykając się z takim bólem mogę biegać w tempie poniżej 4 minut na kilometr. Tym razem w przerwie również Wojtek zajął się moimi nogami. Z pomocą przyszedł również Łukasz Zimmer z Truchcika (dzięki!), który dał mi dwie tabletki magnezu – nie wiedziałem na ile to pomoże ale okazało się zbawienne! Chociaż nie mam pewności, czy pomogły tabletki, czy masaż, czy może to suma efektów? Najważniejsze, że mogłem dalej biegać. A co mi pomogło sprawdzę podczas kolejnych długich biegów, których na pewno w tym sezonie nie zabraknie (Rzeźnik, Maraton Gór Stołowych, Krwawa Pętla…).
Odcinki 16-17: 00:09:07 (03:46,0), 00:09:10 (03:47,3).
Postanowiliśmy zmienić taktykę. Pobiegliśmy teraz po 2 zamiast po 3 odcinki, a w kolejnej serii mieliśmy już biegać po jednym odcinku (mając ok. 27 minut przerwy po każdym). Truchcik oddalał się coraz bardziej, a wręcz można powiedzieć że zbliżył i zagrażało nam założenie przez nich dubla (przewaga zbliżała się do 9 minut). Ja byłem na tych odcinkach dosyć ostrożny, ale ambicja nie pozwalała mi odpuścić i wiedziałem, że na kolejnych odcinkach dam z siebie wszystko… Skończyłem kalkulować – zostawiłem energię na 3 odcinki i biegłem…
18: 00:09:13 (03:48,5);
19: 00:08:55 (03:41,1).
Tutaj przeliczyłem, że ponieważ zaczynam każdą serię – będę miał do pokonania nie 3, a 4 odcinki… Trochę mnie to rozbiło, bo mając w nogach 45 kilometrów nie jest miło się dowiedzieć, że trzeba przebiec dodatkowe 2,5 kilometra…
20: 00:08:50 (03:39,0).
Nasza strata nad Truchcikiem zmalała już do 7 minut i mogłem być spokojny… Nie pisałem w relacji o kolejnych ekipach – ale to dlatego, że kompletnie nie liczyły się one w rywalizacji i w tym momencie mieliśmy nad nimi ponad 3 okrążenia przewagi…
Ostatnie 21 okrążenie: 00:08:59 (03:42,7).
W sumie przez 12 godzin pokonaliśmy prawie 197 kilometrów i zajęliśmy 3 miejsce, tracąc niecałe 2km do miejsca 2. Ja przebiegłem ponad 51 w średnim tempie: 03:39. Statystyki całego zespołu były bardzo podobne, Owoc i Krzysiek biegali średnio po 03:38 – z czego Krzysiek zdecydowanie najrówniej, a Owoc mocno zaczął – ale z kolei najgorzej skończył.
foto: Paweł Suder (www.pawelsuder.pl)
Piotrek Karolczak, też borykał się z chwilowymi kryzysami i średnia prędkość wyszła mu 03:41 – co zdecydowanie go nie zadowoliło, ale nie mogę napisać jak się nazywał po biegu 😉
Co ciekawe przez całe 12 godzin zjadłem zaledwie jednego banana, jednego Snikersa, jedną kanapkę z serem i wypiłem kilka bidonów Vitargo w długich przerwach, a w krótkich pewnie kilka litrów wody.
Chociaż skutki biegu odczuwałem jeszcze dwa tygodnie po starcie to już teraz wiem, że z pewnością tam wrócę – atmosfera jest niesamowita, a poza tym mamy rachunki do wyrównania…
Dziękuję bardzo naszym sponsorom, którymi byli: SklepBiegowy.com oraz Compressport Polska – bez ich wsparcia z pewnością zajęcie przez nas 3 miejsca byłoby zdecydowanie trudniejsze.
foto: Paweł Suder (www.pawelsuder.pl)
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.