7. Półmaraton Warszawski

Mimo iż wcześniejsze plany startowe na to nie wskazywały – Maniacka Dziesiątka była początkiem 3 tygodniowej serii startów. Nieudany występ na otwarcie sezonu spowodował, że jak najszybciej chciałem się po raz kolejny sprawdzić.

Wybór padł na Półmaraton Warszawski. W poniedziałek opłaciłem wpisowe i od razu rozpocząłem negocjacje z organizatorami w sprawie strefy startowej (zgłaszając się na tydzień przed biegiem teoretycznie nie można było biec z pierwszej strefy). Dzięki przychylności Pani Alicji Tronina sprawa zakończyła się po mojej myśli i mogłem wystartować z odpowiedniej strefy – serdecznie za to dziękuję.

Wyjazd do Warszawy poprzedził VI. bieg III GRAND PRIX Poznania, gdzie dzięki świetnej pogodzie impreza zamieniła się w prawdziwy biegowy piknik (moja relacja z tego wydarzenia dostępna na stronie GP). Więc po podróży do Warszawy i dość ciężkiej nocy (zeszło mi powietrze z materaca i musiałem wcisnąć się na łóżko do Benka i Martyny), stanąłem na starcie 7. Półmaratonu Warszawskiego.

Taktyka na bieg była prosta: spokojny początek, a później bieg zgodnie z samopoczuciem. Zwłaszcza to pierwsze było kluczem do sukcesu. Ponieważ warunki nie pozwalały na odpowiednią rozgrzewkę, a temperatura na dworze dodatkowo miała niekorzystny wpływ na układ mięśniowy.
Pierwsze kilometry biegliśmy w trójkę razem z Piotrem Myślakiem (moim podopiecznym) oraz Kamilem Leśniakiem (moim partnerem na Rzeźnika). Na 3 kilometrze widząc, że grupa przed nami się oddala, a nasze tempo jest dla mnie zbyt wolne, krzyknąłem Piotrkowi, żeby został i biegł swoje (miał pobiec w okolicy 01:17), a sam zrobiłem krótką przebieżkę i doszedłem do grupy. Niestety tego dnia nikt nie biegł w tempie które by mi odpowiadało. Dlatego zawsze gdy dochodziłem do grupy i chciałem się schować za plecami zawodników, po kilkunastu metrach rezygnowałem i wychodziłem na prowadzenie, po czym się oddalałem. W ten sposób większość trasy pokonaliśmy tylko w dwójkę. Był to bieg o tyle dziwny, że absolutnie nie analizowałem na jaki wynik lecimy, biegłem po prostu tempem które w danej chwili wydawało mi się optymalne.

Tempo poszczególnych odcinków:
1-5 – 00:17:58 –  03:35
6-10 – 00:17:44 – 03:32
11-15 – 00:18:01 – 03:36
16-21,1 – 00:21:09 – 03:28

Widać więc spokojny początek, a później stopniowe zwiększanie tempa (14 km to 400 metrowy podbieg na Agrykoli, dlatego dane mogły by wskazywać na spadek tempa między 10, a 15 kilometrem).

Wiem, że był to bieg na 98% moich możliwości, ponieważ ostatni kilometr to prawdziwa walka z własnymi słabościami. Chwilę po minięciu oznaczenia 20 kilometra Kamil oddalił się nawet na kilkanaście metrów, odparłem jednak atak i na 500m do mety to ja prowadziłem, ostatnia prosta jednak zaskoczyła mnie swoją długością (bo wbiegu na teren stadionu spodziewałem się mety od razu) i ostatecznie skończyliśmy bieg razem 🙂
Trasę  tego półmaratonu oceniam jako trudną, dodatkowo warunki atmosferyczne (wiatr wiejący zawsze w twarz) – nie ułatwiały, dlatego wynik 01:14:52 uważam za bardzo udany. 29 miejsce w stawce 7200 zawodników również nieźle się prezentuje, można więc uznać, że zrehabilitowałem się za słaby występ na Maniackiej.

Co do samego półmaratonu to organizację oceniam pozytywnie, nie zabrakło mi niczego. Niestety oprawa startu była wręcz żenująca, kilkunastu zawodników elity stojących w pierwszej linii, a kilkanaście metrów za nimi I strefa startowa, oddzielona kilkoma taśmami. Oczekiwałem więc że na kilka chwil przed startem taśmy zostaną zerwane, tak żebyśmy mogli dojść do elity. Nic takiego jednak się nie wydarzyło, zaskoczył nas natomiast wystrzał z pistoletu startowego, więc zdezorientowani ruszyliśmy w pogoni za czołówką… W ten sposób mój czas netto różni się od netto o 11 sekund… Więcej komentarza chyba do tej sytuacji nie potrzeba?

Zadowolony jestem również z wyniku Piotra Myślaka vel. Owoca – 01:16:22 – to naprawdę duży postęp i dowód na to że idziemy w dobrym kierunku, może powinienem zacząć się bać, że uczeń przerośnie mistrza? 😉

Dodaj komentarz

Kategorie